Ricoratatui podziękował mu i wykonał jego rozkazy. Mógł powiedzieć Ricoratatuiowi, że nie zamierza zawrócić. Jak ją odebrał, jego kutas byłby twardszy niż jej cipka. Przeniosł ją na biurko, a oni byli twarzą w twarz i rozłożyć się, twarzą do siebie, jej wierzchołek przed jego gołej klatki piersiowej, jej biodra na jego tyłek, jego uda splecione. Pociągnął jej stanik i ustawił ją na kolanach. Między kolana włożył jej duży papierowy worek i powoli wsuwał go między nogi. Otworzył torbę. Na ziemi leżała mała, biała butelka o średnicy zaledwie cala. Jego ręka powoli zsunęła się w dół, by zabrać butelkę. Delikatnie podniósł wierzchołek butelki i ssał końcówkę słomy, gdy słodki, alkoholowy zapach wypełniał pomieszczenie. Jego ręka opadła na butelkę. Była ciężka z pochmurnym alkoholem, o złotobrązowym kolorze. Umieścił kciuk w szczelinie na dole. Knot rozpalił się, szybko paląc mały zwitek dymu w powietrzu. Potem zrobił się czarny i zniknął. Zajęło mu to trochę czasu, jego palce ześlizgiwały się na dno butelki i ześlizgiwały się na jej dno, aż ciecz zniknęła. Niósł butelkę do pudełka, ustawiał ją obok świec z przyprawami. Wrócił do niej, ociekając potem, Ricoratatui spojrzał na niego i przygotował się do oddania mu czci, gdy ją zobaczył. Był tam malutki, polerowany, metalowy przedmiot. Czuł dziwne uczucie w tylnej części gardła. . .